Na skraju spokojnej wioski, obok starego cmentarza, dzień po dniu leżał na tym samym grobie czarno-biały cętkowany pies. Ludzie przyzwyczaili się już do takiego widoku: pies leżał nieruchomo, w deszczu, śniegu i wietrze. Cicho i cierpliwie.
„To musiał być pies starego wujka Jánosa” – szeptały kobiety stojące przed sklepem, kupując chleb.
„Biedne zwierzę!” „Był załamany, gdy umarł jego pan” – powiedział rzeźnik, kręcąc głową.
„Widziałem, jak go pochowano.” Był obecny na pogrzebie, za księdzem. „I od tamtej pory nie ruszył się stamtąd” – dodała ciotka Sári.
Nikt nie niepokoił psa. Czasami ktoś przynosił mu wodę, czasami zostawiał jedzenie obok nagrobka. Ale on w większości tego nie robił. Po prostu tam leżał, jakby na coś czekał. Albo ktoś.
– Nie uważasz, Laci, że coś z tym trzeba zrobić? – zapytał pewnego wieczoru lekarz weterynarii. András Kósza od syna.
„Co teraz?” Zostawmy to tak. Opłakiwać. „Zwierzęta też to wyczuwają” – odparła Laci, wzruszając ramionami.
„Tak, ale… coś jest nie tak.” Żaden pies nie głoduje tylko dlatego, że umiera jego właściciel. A on… on zachowuje się tak dziwnie – powiedział zamyślony stary András.
Następnego ranka András postanowił przyjrzeć się psu bliżej. Niósł w koszyku kawałek gotowanego kurczaka, mając nadzieję, że to go doda sił.
„No cóż, kolego” – przykucnął obok grobu – „chwileczkę, pozwól mi zajrzeć!”
Pies nawet nie podniósł wzroku, po prostu odszedł kawałek, nie zaatakował i nie warknął. Było tak, jakby pogodził się ze swoim losem. András delikatnie ją pogłaskał, a następnie dotknął jej żeber, nóg i głowy.
I wtedy… coś zauważył.
“Co do cholery?” – wziął ją za rękę. – To nie jest rana… To… To jest blizna pooperacyjna!
Na brzuchu psa, pod rzadkim futrem, znajdowała się świeża, ale dobrze zszyta blizna. Nie mógł mieć więcej niż trzy, cztery tygodnie.
„Kto cię operował, stary wojowniku?” A dlaczego?
Dr Kósza nie poprzestał na tym. Zabrał psa do domu i obejrzał go dokładniej. To, co odkrył, wywróciło do góry nogami wszystkie jego wcześniejsze założenia.
W chłodnej ciszy małego biura pies leżał nieruchomo na stole do badań. Gdy András Kósza przyglądał się znaleziskom, jego zmarszczki stawały się coraz głębsze.
„To nie jest zwykła kastracja” – mruknął do siebie. „A te plamy… to tak jakby coś zostało wszczepione…”
Pies nie wykazywał żadnych objawów bólu, ale za ścianą brzucha wyczuwalne było dziwne stwardnienie. András zdecydował się na wykonanie zdjęcia rentgenowskiego. Gdy zobaczył zdjęcie, zaparło mu dech w piersiach.
„Nie wierzę, że…”
Na zdjęciu widoczny był zarys małej struktury – czegoś takiego nigdy wcześniej nie widział u żadnego zwierzęcia. Ani on, ani nikt inny w okolicy.
„Czy to… urządzenie śledzące?” – zapytała niedowierzająco Laci, która właśnie wróciła do domu.
Coś takiego. Nie jest to jednak karma dostępna w sklepie, jaką zazwyczaj podaje się zwierzętom. „To może być coś… wojskowego” – mruknął András. „I teraz naprawdę zastanawiam się, dlaczego ten pies leżał na tym samym grobie przez wiele tygodni”.
Następnego ranka weterynarz zabrał psa do burmistrza wioski, którego znał od dzieciństwa.
– Lajos, czy nazwisko János Varga coś ci mówi?
Burmistrz na moment zamarł.
„Stary wujku Johnie?” Kto mieszkał obok cmentarza? Zmarł nagle w zeszłym miesiącu na zawał serca. Ale dlaczego?
– Ten pies leżał na grobie… przez tygodnie. Ale nie chodzi o byle jakie zwierzę. Ktoś wszczepił mu w ciało wojskowe urządzenie śledzące. A to nie było tak dawno temu.
Louis zmarszczył brwi.
– Więc… było coś dziwnego w tym Jánosie. Wiesz, nikt nie wiedział dokładnie, co on robił. Zawsze mówił, że kiedyś był „dyplomatą”. Ale on mi nic nie powiedział. Nawet jego córka niewiele o nim wiedziała.
„Masz córkę?”
– Tak. Mieszka w Budapeszcie. Nawet nie przyjechał na pogrzeb, tylko po prostu złożył dokumenty. Może on wie więcej.
András postanowił porozmawiać z kobietą. Zadzwonił pod wskazany numer, który znalazł w dokumentach cmentarnych.
“Miłego dnia!” Dr. Nazywam się András Kósza i jestem lekarzem weterynarii. Szukam informacji o psie Twojego ojca…
Po drugiej stronie linii zapadła długa cisza.
„Z psem?” zapytała kobieta zduszonym głosem. „Skąd o tym wiesz?”
„Mam to tutaj.” Ale… jest pewien problem. Chciałbym, żebyśmy mogli porozmawiać osobiście.
„Jutro wyjeżdżam.” Będę tam jutro rano.
Następnego ranka z autobusu wysiadła kobieta po trzydziestce, ubrana w ciemnoniebieski płaszcz. Jego oczy były zmęczone, ale chód zdecydowany. Gdy weszła do biura i zobaczyła psa, rozpłakała się.
– Józsi… wciąż go szukasz, prawda?
– Czy pies ma na imię Józsi? – zapytał zaskoczony Andras.
„Tak” – kobieta skinęła głową. „Mój ojciec… nie był zwykłym człowiekiem”. Pracował w służbach specjalnych. Po zmianie ustroju przeszedł na emeryturę, ale… zawsze było coś, czego nie potrafił się pozbyć. Ten pies… był częścią misji.
– Zamówienie? Pies?
– Tak. Mój ojciec nie tylko hodował psy, ale także je szkolił. Józsi był szkolony do zadań specjalnych. Ale jak się tu znalazło i co jest w tym urządzeniu… Tego też nie wiem.
Andras tylko patrzył. Myślał, że nic nie jest w stanie go już zaskoczyć. Ale ten pies – to wierne zwierzę – wiedział o świecie więcej niż niejeden człowiek.
– Co masz na myśli mówiąc, że pies jest „na misji”? – zapytał András, podczas gdy kobieta drżącą ręką pogłaskała Józsiego po głowie.
– Mój ojciec, János Varga, przez pewien czas pracował w służbach bezpieczeństwa państwa, ale później przeszedł do wywiadu międzynarodowego. Po zmianie reżimu został „rozbrojony”, ale miał teczkę, której nigdy nie zamknął. „Powiedział, że nie ufa nikomu oprócz Józsiego” – zaczęła kobieta, którą przedstawił jako Krisztinę.
„Z psem?” András spojrzał na niego z niedowierzaniem.
– Józsi to nie „tylko pies”. Mój ojciec nauczył się tego sam i nabył tę wiedzę w ramach programu — programu, który nie jest oficjalnie uznawany. Pies potrafił wykrywać urządzenia szpiegowskie, wykonywać polecenia i… przesyłać dane. Urządzenie, które wszczepili mu w ciało, jest w rzeczywistości tajnym urządzeniem do przechowywania danych. Czegoś takiego nikt nie szukałby u zwierzęcia.
„A co jest w nim przechowywane?”
Kristina wzięła głęboki oddech.
„Mój ojciec, w późniejszych latach życia, pracował nad pewną sprawą – bardzo starą sprawą, która wciąż była aktywna”. Oni także mi grozili. Myślę, że zauważył coś, czego nie powinien. Powiedział, że gdyby coś mu się stało, Józsi przekaże informację odpowiedniej osobie. A jego grób… cóż, to była zaszyfrowana wiadomość od mojego ojca. Jeśli jesteś wystarczająco mądry, dowiesz się, gdzie szukać.
– Więc Józsi nie płakał. Strzegł tego miejsca. Jak… zaszyfrowana współrzędna?
– Dokładnie.
András miał teraz wrażenie, jakby siedział w wiejskiej klinice i czytał powieść Johna le Carré. Wyjął zdjęcie rentgenowskie i odkrył małą literę i numer w miejscu wszczepionego urządzenia: K-27.
„Czy to coś znaczy?”
Christina skinęła głową.
– Tak. To był numer akt dokumentu. W ich mieszkaniu był sejf, w którym mój ojciec trzymał wszystkie ważne dokumenty i zawsze mówił: „Jeśli pies się zgubi, szukajcie K-27”. Być może to jest klucz do tej historii.
Tego samego popołudnia poszli do starego domu obok cmentarza. Klucz był ukryty pod doniczką, jak to lubią starsi ludzie, a cały dom znajdował się na swoim miejscu, tak jakby wujek János mógł w każdej chwili wrócić do domu.
Na ścianie w salonie wisiał stary obraz – pod nim znajdował się sejf. Krisztina wcisnęła kod: 1961 – rok urodzenia jej ojca. Po kliknięciu kłódki ukazał się gruby folder zawierający nieaktualne, ale ważne dokumenty: zdjęcia, nazwiska, lokalizacje, mapy – i listę osób, które kiedyś „zaginęły”.
a ich rodziny nawet nie wiedziały, co się z nimi stało.
„To… to jest sensacyjne” – wyszeptał András. „Ale to już nie jest nasz stół”.
„Nawet nie chcę tego zatrzymać.” Chcę tylko jednego: żeby pamięć o moim ojcu nie zaginęła. Żeby nie był to już tylko stary nagrobek w kącie cmentarza.
A co z Józsim?
Cóż, od tamtej pory Józsi jest „gościem honorowym” w biurze Andrása. Dzieci ze wsi często przynoszą mu zabawki i smakołyki, bo wszyscy wiedzą, że to nie jest zwykły pies.
Pewnego dnia we wsi pojawił się dziennikarz. Krisztina oficjalnie przekazała dokumenty i wkrótce na pierwszej stronie prasy krajowej ukazał się artykuł o następującym nagłówku:
„Tajemnica psa przy grobie. Jak zapomniany oficer wywiadu ukrywał tajemnicę przed światem przez dziesięciolecia”
A następnym razem, gdy ktoś zapyta: „Co może wiedzieć pies?”, mieszkańcy wioski tylko się uśmiechną.
Ponieważ znają Józsiego.